PŚ w Oslo: Słoweńcy wygrywają, Polacy na 6. miejscu
Konkurs drużynowy na Holmenkollen (HS-134) w Oslo zakończył się zwycięstwem Słoweńców, podopieczni Gorana Janusa wyraźnie, o 22,4 punktu, pokonali reprezentację gospodarzy oraz reprezentację Japonii. Polacy rywalizację zakończyli na szóstym miejscu.
W zwycięskiej drużynie najlepiej prezentowali się bracia Prevc - Peter oddał skoki na odległość 127 i 130 metrów, a jego młodszy brat Domen lądował na 126. oraz na 130. metrze. W ekipie norweskiej pierwszoplanowane role grali dzisiaj Daniel Andre Tande oraz Kenneth Gangnes, a nieco słabiej wypadli Anders Fannemel i Johann Andre Forfang. Na najniższym stopniu podium Japończycy znaleźli się głównie dzięki Taku Takeuchi (125 i 122,5 metra), który był dzisiaj najmocniejszym punktem zespołu, ale swój wkład w trzecie miejsce mieli także Noriaki Kasai i Daiki Ito.
Poza podium rywalizację zakończyli Niemcy, solidne skoki Severina Freunda (119,5 i 128 metrów) oraz niespodziewanie także Karla Geigera, nie zdołały zrównoważyć nieudanych występów Richarda Freitaga oraz Andreasa Wellingera. Zaledwie 4,2 punktu za reprezentacją Niemiec uplasowali się Austriacy, u których podobnie jak w przypadku Niemców, dwóch wyśmienicie skaczących zawodników - Stefan Kraft (128 i 130 metrów) oraz Michael Hayboeck (126 i 127,5 metra) - nie było w stanie nadrobić słabych prób Andreasa Koflera i Manuela Poppingera.
Reprezentacja Polski wywalczyła szóste miejsce, choć momentami Biało-Czerwonym udawało się skutecznie nawiązywać walkę z ostatecznie wyżej sklasyfikowanymi Austriakami. Jako pierwszej w polskiej ekipie startował Kamil Stoch, który oddał skoki na odległość 115 i 119 metrów. Drugi z Polaków, Andrzej Stękała osiągnął w pierwszej serii identyczną odległość jak Stoch, ale w finale wyraźnie się poprawił uzyskując 129,5 metra. Z dobrej strony zaprezentował się Dawid Kubacki, który w pierwszym skoku osiągnął 119 metrów, co było drugim wynikiem trzeciej grupy, a w serii finałowej lądował na 125. metrze. Stefan Hula, która skakał w drużynie Biało-Czerwonych jako ostatni oddał skoki na 118 i 119,5 metra.
Mimo wcześniejszych prognoz, które zapowiadały silny wiatr, konkurs przebiegał bez większych zakłóceń. Jury kilkukrotnie musiało interweniować zmieniając belkę startową. Niemalże tradycyjnie, zawody rozgrywane były w gęstej mgle, która przeszkadzać mogła nie tylko kibicom zebranym pod skocznią, ale także organizatorom w przeprowadzeniu relacji telewizyjnej.
Źródło skijumping.pl